niedziela, 16 sierpnia 2015

In de hoofdrol...Nancy Saeys

Pudding chlebowy czy ciasto piwno-czekoladowe? Czyli co je się we Flandrii.

Belgijska czekolada, belgijskie gofry, belgijskie frytki, belgijskie piwo... Tymczasem wiele godnych uwagi specjałów pozostaje nieznane szerszym rzeszom. Próbujemy nowych potraw nie tylko poszukując nowych wrażeń kulinarnych, ale także by bliżej poznać kulturę kraju. Tej „metody badawczej” spróbowaliśmy na kolejnym wykładzie otwartym z serii In de hoofdrol… W roli głównej wystąpiła Nancy Saeys, przybliżając niderlandystom i gościom niezwykle różnorodną kuchnię flamandzką. Nancy opowiedziała nie o wykwintnych potrawach, których spróbować można w restauracjach, ale o tym, co Flamandowie przyrządzają we własnych domach, co jedzą na co dzień, a co od święta. Obecni mieli też okazję spróbować tradycyjnych potraw przyrządzonych przez Nancy według oryginalnych przepisów: prawdziwego broodpudding, ciasta z  wielowiekową tradycją, podobno pojawiającym się na jednym  z obrazów Breughla, oraz wyśmienitego ciasta piwno-czekoladowego z dodatkiem domowej roboty ajerkoniaku. Heerlijk!
Spotkanie śmiało mogłoby zaowocować powstaniem książki kucharskiej. Jako że wydanie takiej książki zazwyczaj jest czasochłonne, dzielę się paroma uwagami na temat Vlaamse keuken już teraz.

Warto zapamiętać:
  1) Wszystko, no dobrze… prawie wszystko podajemy z frytkami. I tu trzeba być ostrożnym. Mule podaje się z frytkami, ale niektórych rzeczy już na przykład nie.
  2)  Kuchnia flamandzka zaskakuje (patrz pkt. 1)
  3) Hervekaas alias stinkkaas (śmierdzący ser) to ser o tak intensywnym zapachu, że najlepiej trzymać go w piwnicy.
  4) Koniecznie należy wziąć udział w Palingfestival (święto węgorza) czy Mosselfeest (święto muli). Są to niepowtarzalne okazje, kiedy można wziąć udział w masowym przyrządzaniu i degustowaniu wyśmienitych ryb i owoców morza.

tekst: Anna Paszek (2BA)
plakat: Dorota Pawlicka (2BA)
zdjęcia: Łukasz Szczesiak (2BA)


 













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz